W ostatnim czasie wokół spółki PGK Szczecinek narosło wiele kontrowersji związanych z grożącą jej wysoką karą za naruszenia w zakresie składowania odpadów. Postanowiliśmy więc zapytać Wojciecha Litorowicza, byłego już prezesa, aby wyjaśnił kilka kluczowych kwestii i przedstawił swoje stanowisko w tej sprawie.
Jaka jest groźba nałożenia tak wysokich kar przez Urząd Marszałkowski?
- Według analiz prawnych Spółki brak jest podstaw do nakładania kar z kilku przyczyn.
Po pierwsze Spółka – w sensie ustawowym - „usunęła naruszenie prawa”, czyli po prostu usunęła ze składowiska wszelkie odpady, o których mowa w kontroli. Spółka zobowiązała się do tego w postępowaniu, które toczy się przed Urzędem i ten obowiązek dokładnie w tym miesiącu wykonała. Po drugie, nie powinno się karać dwa razy za to samo. Natomiast za te same nieprawidłowości Spółka została już ukarana przez WIOŚ. W tej sytuacji przepisy również pozwalają na odstąpienie od kary.
O jakie odpady głownie chodzi – co było tu zasadniczym problemem?
- Chodzi głównie o odpady wielkogabarytowe. Zwłaszcza te gromadzone na składowisku już kilkanaście lub nawet więcej lat temu. Kiedyś przepisy dopuszczały składowanie różnych kategorii odpadów. Nie wchodząc w szczegóły – przepisy się zmieniły więc Spółka musiała te „zaległe” odpady wywozić.
Nie można było tego zrobić wcześniej?
- Mogę stanowczo powiedzieć, że w okresie, kiedy objąłem funkcję prezesa, a więc w czerwcu 2021 (a wcześniej z pewnością też), przy wywozie tych zaległych odpadów wykorzystano 100% możliwości Spółki. Pamiętać trzeba, że w tym czasie zmagaliśmy się z tym o czym wszyscy wiemy - pandemią, następnie światowym kryzysem, wysoką inflacją, destabilizacją wywołaną wojną w Ukrainie. Mówiąc wprost Spółka stała na skraju przepaści, jeśli chodzi o sytuację finansową i ogromny wzrost kosztów działalności. PGK to jest ze wszystkich spółek miejskich spółka najbardziej narażona na wszelkie wahania na rynkach, bo jest ona typowo konkurencyjna i musi „walczyć” o dochody. Zrobiliśmy tu wszystko co mogliśmy – podkreślam, że nie było wtedy finansowej, sprzętowej, technicznej możliwości wywiezienia wszelkich zaległych odpadów.
To w jaki sposób udało się to teraz?
- W roku 2023 i w tym roku jest już większa stabilizacja. Można powiedzieć, że w tym czasie (przez ostatnie półtora roku) całe to „sprzątanie” składowiska kosztowało Spółkę ok. 3 mln zł. Oczywiście, nikt Spółce tych pieniędzy nie dał. Trzeba to było wypracować - a w latach chaosu gospodarczego, o których mówiłem wcześniej nie było to realne. Należą się tu podziękowania wszystkim pracownikom spółki nie tylko tym bezpośrednio zaangażowanym w temat, ale wszystkim bo wszyscy musieli „zaciskać pasa”.
Czy coś jeszcze nie wyjdzie w związku z tymi kontrolami?
- Trzeba sobie powiedzieć jasno. Każda kontrola wykrywała w przeszłości i teraz jakieś nieprawidłowości. Kiedy się czyta protokół pokontrolny np. WOIŚ to oczywiście wygląda to nieciekawie. Natomiast prawie wszystkie wskazane tam zalecenia Spółka niezwłocznie wykonała, a jak mówiłem co do gabarytów ukończono to w tym miesiącu.
Czym innym jest natomiast fakt, że przepisy które musimy wykonywać są niemalże absurdalne i nie przystają do rzeczywistości. Umożliwiają one Urzędom Marszałkowskim nakładanie tzw. opłat podwyższonych (czyli potocznie kar o których mówimy) za każdy dzień składowania odpadów. Te przepisy już dawno przez samych Marszałków uznawane były za niewłaściwe. Był taki Konwent Marszałków Województw, który (zresztą słusznie) postulował, aby „odebrać” ich urzędom kompetencje do naliczania opłat. Ja się z tym w pełni zgadzam, bo kolosalne wysokości kar, które wychodzą nam z wyliczeń, są po prostu niewspółmierne do można powiedzieć „winy”. Mogą powodować przecież nawet upadek firm. W tym sensie dana firma zamiast się starać i likwidować naruszenie prawa sama jest po prostu likwidowana, ponieważ „nie udźwignie” kar. Nie tak należy rozumieć sens przepisów. One mają być tak interpretowane, aby zapewnić realizację pewnych racjonalnych celów.
[ZT]39770[/ZT]