Zamknij

Na chwałę polskiego łowiectwa, bądź prawym i etycznym myśliwym, niech ci Bór darzy

08:55, 13.06.2021 r. Aktualizacja: 08:58, 13.06.2021
fot. archiwum fot. archiwum

Pan Andrzej Toboła, członek Koła Łowieckiego „Sokół” Koszalin, opowiada o życiu lasu, tradycjach myśliwskich i niezwykłym smaku jaki nadaje życiu posiadanie pasji.

Czy polowanie to coś co ma się we krwi?

Urodziłem się w rodzinie, w której las, natura i zwierzęta obecne były od zawsze. Mój ojciec był leśnikiem, który wraz z rodziną zamieszkiwał w otoczeniu przyrody. Polowania czy też szerzej pojęta filozofia myśliwska, towarzyszyły mi więc od pierwszych dni życia. Krąży nawet taka anegdota przywoływana czasem przez mamę, że moją pierwszą zabawką była dubeltówka. Podobno kiedy tato gościł u siebie myśliwych z Warszawy, ja wybrałem sobie jedną z przywiezionych strzelb i nie chciałem jej za nic oddać…

A kiedy oficjalnie został pan pasowany na myśliwego?

Jako jedyny z czterech braci nie ukończyłem szkoły leśnej, nastąpiło więc to stosunkowo późno. Miałem wówczas około trzydziestu lat. Oczywiście cały czas asystowałem podczas polowań w których brali udział moi najbliżsi i fascynowałem się ich opowieściami.

Jakie emocje towarzyszą polowaniu?

Różne – to mieszanina ekscytacji, napięcia, oczekiwania. Przypuszczam że takich samych emocji doświadcza wędkarz łowiący okazałego okonia czy grzybiarz wypatrujący dorodnego borowika. Doświadczenie wszystkich ludzi mających jakąś pasję.

Czy podczas polowania człowiek – wyposażony w strzelbę oraz zwierzyna – w instynkt i pazury, mają wyrównane szanse?

Na dzień dzisiejszy już tak niestety nie jest. Kiedy zaczynałem, polowanie wymagało znacznie więcej sprytu, wiedzy i odwagi. Dostępna była wyłącznie broń gładkolufowa, bez celowników optycznych. Oznaczało to konieczność podejścia zwierza, zaskoczenia go i oddania celnego strzału z odległości maksimum czterdziestu metrów. Zwierzę poruszające się po znanym terenie, często w nocy, miało szanse ucieczki. Dziś przewaga technologiczna, zdecydowanie wskazuje na zwycięstwo człowieka.

Woli pan polować indywidualnie czy też brać udział w polowaniach zbiorowych?

Kocham polowania zbiorowe. Jestem nawet ojcem chrzestnym, imprezy cyklicznej - polowań integracyjnych sąsiadujących ze sobą kół. Każdorazowo bierze w nich udział 5 – 6 różnych kół łowieckich i 100 – 120 myśliwych. To wspaniała okazjaby się poznać, podjąć wspólną biesiadę i kultywować tradycję. Bo w życiu myśliwego, tradycja to rzecz święta. To nasze korzenie, wyraz szacunku dla przodków i świadectwo kulturowej wrażliwości. Pielęgnowanie wytworzonych przez wieki obrzędów i zwyczajów łowieckich to dowód, że polowanie - tysiąc lat temu i dziś - to więcej, niż zdobywanie mięsa i skór.

O jakich obrzędach czy tradycjach mówimy.

Łatwo je opisać zerkając w kalendarz. Nadchodzi lato, a to w życiu myśliwego czas ślubowania, które w Polsce adept łowiectwa składa najczęściej przy okazji polowań na kaczki. Jesień to przypadające 3 listopada polowanie pod patronatem św. Huberta i znana wszystkim wtajemniczonym legenda patrona myśliwych. Zima to złożona obyczajowość polowań zbiorowych, koronacja króla polowania, a jeśli młodemu adeptowi dopisze szczęście, także pasowanie myśliwskie.O wiośnie mówimy, „że daje pokój kniei”. To okres podsumowań, obrachunków i wspomnień.

Fascynuje mnie myśliwska nomenklatura. Czy może pan wyjaśnić czym są„złom” i „pokot” ?

Termin „złom” w języku myśliwych ma kilka znaczeń. Może być to na przykład wyróżnienie, którym honorowany jest myśliwy w trakcie udanego polowania na grubego zwierza. Złom, mówiąc najprościej, to gałązka, odłamana, z drzewa, które rosło najbliżej miejsca, w którym padł zwierz. Wręczenie myśliwemu owej gałązki, to jeden z najstarszych obyczajów łowieckich, nawiązujących wprost do wieńca laurowego, którym w starożytnej Grecji honorowano atletów.

Pokot, nazywany też rozkładem, to zwyczaj rytualnego układania pozyskanej zwierzyny po zakończeniu polowania. Ma on długą tradycję i służy dwóm celom – wizualnie obrazuje jak udane było polowanie, po wtóre stanowi rodzaj hołdu oddanego zwierzynie. Miejsce pokotu wykładane jest gałązkami drzew iglastych, tak aby tusze nigdy nie leżały bezpośrednio na ziemi. W dawnych czasach pierwszeństwo w pokocie należało się dużym drapieżnikom - na które obecnie się nie poluje - czyli niedźwiedziowi, wilkowi i rysiowi. Dziś najczęściej otwierają go jeleń i daniel. Następne są dziki i sarny. Później przychodzi kolej na „kitę” - małe drapieżniki: lisa, jenota, kunę i „turzycę”, czyli zające i dzikie króliki. Pokot zamyka ptactwo łowne. Na cześć poszczególnych gatunków odgrywany jest również specjalny sygnał na rogach. Uważam, że to piękny zwyczaj, pozwalający na chwilę refleksji nad spełnionym obowiązkiem i odbytą walką.

Ile sztuk zwierzyny liczył największy pokot, którego był pan świadkiem?

Kiedy na Pomorzu Zachodnim zamieszkiwał Alexander Jahr – niemiecki przedsiębiorca - milioner, wielki entuzjasta koni i myślistwa, miałem okazję współpracować z nim jako specjalista do spraw łowieckich. Sądzę, że to wówczas około 2001/2002 roku, uczestniczyłem w największym pokocie dzikich kaczek, jaki miał miejsce w powojennej Polsce. W ciągu dwóch dni polowania, możni z całej Europy, ustrzelili 2016 sztuk ptactwa.

Wspomniał pan o sygnałach myśliwskich. Mieszkańcy regionu kojarzą je chyba przede wszystkim z cykliczną imprezą w Barwicach.

To prawda 29 maja, odbyła się dwudziesta edycja Zachodniopomorskiego Przegląd Sygnałów Myśliwskich „O Statuetkę Niedźwiedzia Barwickiego”. Trzeba jednak zaznaczyć, że sygnalistka ma dużo dłuższą tradycję, sięgającą epoki kamienia łupanego. Niedoskonałość narzędzi łowczych zmuszała pradawnych myśliwych do współdziałania, a zatem opracowania alternatywnych metod komunikacji. Dziś, to piękny element tradycji, oparty o niewielkie metalowe instrumenty dęte –sygnałówki.

Proszę opowiedzieć kilka słów o najciekawszych polowaniach w jakich brał pan udział.

W ciągu dość długiej kariery myśliwego, miałem możliwość zwiedzić i zapolować w wielu miejscach na świecie. Na Słowacji były to wilki, w Alpach austriackich – zresztą w obwodzie będącym przedwojennym terenem łowieckim Hermanna Göringa – kozice. Jako wielkie wydarzenie zapamiętam podróż do RPA i polowanie na dosyć niebezpieczne czarne antylopy, czy znacznie mniejsze gazele np. springboki.

Jakie „egzotyczne” zwierzęta udało się panu złowić?

Powiedziałbym że to chiński jeleń wodny oraz muntjac, czyli rodzaj jeleniowatych, które spotkałem podczas wyprawy do Anglii. Pierwszego z nich można skojarzyć jako „jelonka z kłami”. Oba te gatunki nie występują naturalnie w Europie i są pozostałością z czasów brytyjskiego panowania nad koloniami w połowie świata.

Czy kolekcjonuje pan trofea myśliwskie?

Tak, choć w znacznej mierze ograniczają mnie warunki lokalowe.

Co dzieje się z tuszami zwierząt, które zostają upolowane. Czy wykorzystywane są w całości?

Istnieją dwie drogi postępowania. Myśliwy może zachować zwierzynę i wykorzystać ją na własne potrzeby lub wypatroszyć i sprzedać do skupu.  Wówczas jej wartość zasili konto wskazanego koła łowieckiego. Zwykle wykorzystywany jest każdy fragment zwierzęcia: mięso, skóra, trofeum.

Czy osobiście przyrządza pan mięso upolowanych zwierząt?

W żadnym razie. Powiem więcej, jestem raczej wybredny jeśli chodzi o dziczyznę. Chętnie raczę się żeberkami z dzika, jednak nie przepadam ani za sarniną, ani wyrobami z jelenia. Ich mięso jest raczej suche i słodkawe, na skutek diety bogatej w zioła. W moim odczuciu - smak dla koneserów, w którym jednak nie gustuję.

Ostatnimi czasy myśliwi nie mają najlepszej prasy. Skąd bierze się ta niechęć?

Wbrew pozorom, myśliwi nie są dzikimi okrutnikami, którzy tylko czekają by skrzywdzić zwierzę. Pełnią ważne funkcje regulujące liczebność populacji poszczególnych gatunków, eliminują osobniki słabe i chore, dbają o zachowanie harmonii w przyrodzie. Poprzez odstrzał zwierząt drapieżnych chronią zwierzęta hodowlane przebywające w gospodarstwach graniczących z lasem. Polując na roślinożerców dbają o młodniki i leśne uprawy. W okresie zimowym myśliwi dokarmiają zwierzęta, np. spadami jabłek, burakami, marchewką lub sianem. Na taki poczęstunek w tęgi mróz, skusi się szereg zwierząt począwszy od saren poprzez,daniele a na borsuku skończywszy. Poza tym kultywują omówioną już tradycję i wpajają młodym pokoleniom szacunek do zwierząt. W domu z którego pochodzę, wychowało się ich zresztą niezłe stadko. Mój ojciec – leśnik i myśliwy, znosił do leśniczówki ranne dziki i porzucone przez matki sarenki. Przygarnął psa i koty, lubił każde z tych zwierząt i taką postawę zaszczepił wszystkim swoim synom.

Z pana słów wnioskuję, że nie popiera pan ustawy zakazującej dzieciom udziału w polowaniach?

Nie rozumiem tego prawa. Jestem żywym dowodem na to, że uczestnicząc za młodu w polowaniach człowiek nabiera szacunku do przyrody i respektuje jej prawa. Jako dziecko asystowałem i kibicowałem myśliwym. Nie uczyniło mnie to ani sadystą, ani nie przyprawiło o traumę psychiczną. Co więcej podobne rozporządzenia stawiają Polskę – kraj przyrodniczo bardzo atrakcyjny – w ogonie Europy.

Jak bardzo popularnym hobby jest myślistwo i co trzeba zrobić by, aby dołączyć do tego grona?

Na stronach Polskiego Związku Łowieckiego, możemy wyczytać, że liczy on około stu dwudziestu tysięcy członków, zgrupowanych w dwóch i pół tysiącu kół łowieckich. W samych tylko okolicach Barwic takich kół funkcjonuje siedem. Każdego z myśliwych obowiązuje szereg przepisów oraz szczegółowy kodeks etyki. Aby dołączyć do tego grona, trzeba posiąść duży zakres wiedzy m.in. z biologii, prawa i kynologii. Odbyć roczny staż w kole łowieckim, ukończyć kurs i zdać egzaminy na myśliwego. Trzeba też przejść testy psychologiczne, aby wystarać się o pozwolenie na broń. W czasach gdy ja zaczynałem, przez pierwsze trzy lata młody myśliwy mógł posługiwać się wyłącznie bronią gładkolufową. Wymuszało to porządny trening strzelecki i dawało znakomite doświadczenie, niezbędne wraz z pogłębianiem pasji. Obecnie ten przepis został zmieniony, co osobiście uważam za duży błąd.

Dziękuję panu za spotkanie. Jakimi słowami pozdrawia się myśliwego?

Zwykle mówimy „Darzbór, niech cię bór obdarza, niech przynosi ci dary”. Mimo nieco archaicznej formy, zwrot ten powstał w latach dwudziestych XX wieku i od tamtej pory stał się ulubionym zwrotem naszego środowiska.

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
0%