Nie interesowały go jabłka na talerzu, wielościany ani gipsowe popiersia. Od początku wiedział, że chce rysować ludzi – ich oczy, uśmiechy, zmarszczki i osobowości. Tomasz Jezierski z Nosibądów to utalentowany osiemnastolatek, który już dziś mówi: „chcę żyć ze sztuki – i wiem, że to możliwe”.
Od kiedy Pan rysuje?
Mogę powiedzieć, że rysuję od kiedy pamiętam, choć tak na poważnie zacząłem dopiero w 2018 roku. Był to moment, w którym zdałem sobie sprawę, że pasja może być również źródłem zarobkowania. Hobby przekształciło się wówczas w coś, co zacząłem postrzegać jako swoją przyszłość.
Czy pamięta Pan swój pierwszy rysunek? Co przedstawiał?
Pamiętam! Była to postać z bajki „Leniuchowo” (w oryginale „LazyTown”) – superbohater Sportacus. Miałem wówczas pięć, może sześć lat i lubiłem ilustracje w pełnym spektrum kolorów.
Ile godzin dziennie trzeba spędzić na ćwiczeniach, aby osiągnąć biegłość w tej sztuce?
Nie ma na to pytanie jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że kluczem do sukcesu jest systematyczność, jednak w życiu różnie wychodzi. Zdarza mi się rysować po kilka godzin, czasem nie odchodzę od biurka przez cały dzień. W pracy bardzo pomaga „twórcza obsesja”. Kiedy na punkcie jakiegoś tematu lub obiektu taka „obsesja” nam się przytrafi, nie czujemy zmęczenia, nie nudzimy się. Czasem napotykamy również na „twórcze blokady”. Dwa lata temu w maju przeżyłem właśnie coś takiego. Przez dwa miesiące nie dotykałem ołówka, bo żadna gotowa praca mnie nie satysfakcjonowała.
Jakie tematy Pana najbardziej interesują?
Moim głównym zainteresowaniem są ludzie. Uwielbiam tworzyć portrety, a za klucz do udanego portretu uważam odpowiednie odwzorowanie oczu. To w nich ukryta jest cała historia człowieka. Trzeba być także uważnym na detale. Układ zmarszczek, uśmiech, fryzura… to właśnie dzięki nim nie mamy wątpliwości, kto jest na portrecie.
To bardzo zaawansowany etap. Zwykle młodzi artyści przez długi czas tworzą szkice, trenują światłocień…
Ze mną jest zupełnie inaczej. Jestem samoukiem, nigdy nie rysowałem brył, martwa natura mnie nie pociąga, nie uczyłem się także rysunkowej anatomii człowieka. Nie potrafię też szkicować. Od razu przeszedłem do ludzkich twarzy. Zawsze najpierw tworzę „kalkę” i dopiero później sam dorysowuję wypełnienie i detale.
Pana talent przeszedł jednak pewną weryfikację, choćby dlatego że zdobył Pan wiele nagród.
Jestem laureatem (dwukrotnie: 2023/24 oraz 2024/25) ogólnopolskiego programu stypendialnego Fundacji Santander „Dziecięce Marzenia”, w ramach którego otrzymuję co miesiąc stypendium na rozwój talentu. Mogłem dzięki temu zrealizować szereg prac, także tych, które trafiły do kilku sławnych osób, m.in. dla Andrzeja Grabowskiego czy influencera thebestia97. Podjąłem także współpracę z historykiem Marianem Kalembą przy projekcie odtwarzania zapomnianych postaci historycznych z epoki napoleońskiej.
Skąd czerpie Pan inspirację?
Jeśli sam mogę wybrać temat pracy, to największą inspiracją jest dla mnie film i muzyka. Moim absolutnie ulubionym dziełem jest „Rocketman” w reżyserii Dextera Fletchera. To historia życia znanego wszystkim Eltona Johna, który w filmie przechodzi transformację od nieśmiałego geniusza pianina do megagwiazdy popu. Film pełen kolorów, cekinów i twórczych inspiracji. Widziałem go już czternaście razy i za każdym kolejnym znajduję kadr, który chciałbym uwiecznić.
Jak udoskonala Pan swój warsztat? Ma Pan swojego mistrza – nauczyciela?
Moim wzorem jest mój ojciec – Jacek Jezierski, którego z pewnością czytelnicy kojarzą jako tatuażystę. Jednak nauka pod jego kierunkiem nie bardzo nam wychodzi. Spieramy się i często mam ochotę postępować wbrew jego radom. Pewnie tak już jest, że trudno być nauczycielem kogoś bliskiego. Łatwiej idzie mi z przyjaciółmi taty, innymi tatuażystami. Kiedy czasami działają wspólnie w jego studio, mogę przyglądać się tej pracy cały dzień.
Czyją twórczość rysunkową Pan podziwia?
Trudno wskazać jedną, konkretną osobę. Przeglądam regularnie Instagram i zachwycam się konkretnymi pracami, zdany na łaskę i niełaskę algorytmów. Kilka lat temu powiedziałbym, że podziwiam Krissa Wieliczko, ale dziś nie jest to już takie proste.
Jak w kilku słowach opisałby Pan swój styl rysunkowy?
To zdecydowanie realizm z charakterem! Prace monochromatyczne, wykonane ołówkiem, zwykle w formacie A4. Pracuję w oparciu o zdjęcia, więc osobista obecność modela nie jest konieczna.
Czy tworzy Pan rysunki na zamówienie?
Oczywiście można zamówić u mnie portret. Pierwszym zleceniem, jakie wykonałem, było uwiecznienie byłej premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher. Zwykle zamówienia nie dotyczą jednak osób publicznych, a portretów ślubnych, a przede wszystkim wnuków i dzieci. Czasami takim oryginalnym podarkiem ktoś chce uczcić ważną rocznicę, czasem kogoś wzruszyć. Zdarzyło mi się stworzyć też karykaturę dla strażaka przechodzącego na emeryturę. Pole do popisu jest więc spore.
Jak udaje się Panu łączyć obowiązki ucznia z pracą rysownika?
No właśnie niezbyt się to udawało. Nauka w liceum i wielka pasja do ołówka stały w ciągłej sprzeczności. Bywały noce, gdy zamiast spać lub uczyć się matematyki, zasłaniałem szczeliny w drzwiach kocem, by nie przeszkadzać innym domownikom i długie godziny rysowałem… W końcu podjąłem decyzję o przejściu do Szkoły w Chmurze, która nie wymaga ode mnie już takiej skrupulatności i zostawia znacznie więcej czasu wolnego. To idealne rozwiązanie dla artystów, sportowców i osób, które wolą skupić się na tym, co je faktycznie interesuje, resztę zaliczając w wersji minimum.
Rozważał Pan możliwość podjęcia nauki w liceum plastycznym?
Najbliższa szkoła tego typu znajduje się w Koszalinie. Orientowałem się w temacie i nie do końca jest to coś dla mnie. Wiele miejsca w programie takich placówek zajmuje teoria, studium martwej natury i inne niekoniecznie zajmujące mnie tematy. Bałem się również, że nauczyciele będą usiłowali wpłynąć na mój indywidualny styl. Postanowiłem więc zrezygnować z tej opcji i kształcić się sam.
Czy wiąże Pan swoją przyszłość z zawodem artysty?
Zdecydowanie wierzę, że to moja droga życiowa. Wbrew obiegowym opiniom sądzę też, że ze sztuki da się żyć, zwłaszcza gdy wiele wzorów da się opracować i powielać cyfrowo.
zdjecia: www.instagram.com/arttomasz_