Zamknij

Monika Kolosz - kobieta renesansu, szczecinecki towar eksportowy.

10:04, 21.12.2019 Aktualizacja: 10:09, 21.12.2019

Monika Kolosz - kobieta renesansu, szczecinecki towar eksportowy.

Monika Kolosz – kobieta renesansu, szczecinecki towar eksportowy. Od dwóch lat prowadzi galerię, przy ulicy Mickiewicza 1. Uczy dzieci malarstwa, prowadzi art - terapię dla osób chorych na stwardnienie rozsiane w Bornem Sulinowie. Jest projektantką wnętrz, tworzy oryginalną biżuterię z filcu. Jest wierna zasadzie, że „każdy ma w sobie talent i trzeba dać mu tylko czas i chęci, aby mógł zaistnieć”. Poprzez obrazy pokazuje, że jesteśmy integralną częścią flory. Jej prace są kobietą, emanują spokojem i harmonią. Na temat twórczości i sposobie na życie w rozmowie z Moniką Kolosz.

- Artystą się człowiek rodzi?

Myślę, że tak. Są pewne uwarunkowania, które przemawiają za tym, by właśnie w tym kierunku iść. Mi od najmłodszych lat towarzyszyły kredki i farby. Wychowywałam się również w artystycznym klimacie. Mój tato tworzył, a genów się nie oszuka. Ojciec był moim pierwszym nauczycielem, potem kształciłam się w tym kierunku. Obrazy tworzą się w głowie i w sercu. Tam jest schowany artysta. Ja przelewam na płótno swoje przemyślenia, stan ducha i myśli. Najważniejsza jest jednak pasja tworzenia, którą trzeba w sobie odkryć. Talent jest rzeczą dyskusyjną. Twórczość ma dawać radość i poczucie spełnienia. Pasji trzeba się zwyczajnie oddać i ją wykorzystać.

- Twoja sztuka jest wyjątkowo kobieca, pełna mądrości i ciepła. Emanuje z niej harmonia i jest bardzo osadzona w przyrodzie. To efekt zamierzony?

- Moja sztuka jest kobietą, bo ja nią jestem. Czasami jest pełna sprzeczności, ale dąży do harmonii. Jesteśmy elementem układanki, która nazywa się przyroda. W moich obrazach dominuje ta zależność. Bardzo często malując porównuję ludzi do drzew. My mamy układ krwionośny, a one system korzeniowy, ich gałęzie szargane są przez wiatr, a w naszych głowach piętrzą się czasem złe myśli. Przekazy nie do końca jednak są jednoznaczne. Bardzo mnie cieszy kiedy, oglądający obrazy mają zupełnie inne skojarzenia. Zawsze jednak podstawa jest ta sama: harmonia i zgoda z naturą.

- Do Twojego dorobku zaliczamy dwa cykle „Endorfiny” i „Myśli nieuczesane”. Opowiesz o tych pierwszych?

- Ten cykl powstał w czasie, w którym intensywnie uprawiałam nornic walking. Przez około 6 lat chodziłam po niemal 30 km dziennie. Starowałam również w zawodach  z dużym powodzeniem. Po czasie doszłam do wniosku, że w tej dziedzinie osiągnęłam wszystko co chciałam i przestałam starować. Dziś chodzę sporadycznie. Ta przygoda ze sportem pokazuje, że nie ma rzeczy niemożliwych. Kultura fizyczna, nie była moim konikiem, ale jeśli się czemu się oddasz w 100%, to możesz osiągnąć wiele. Sport wyzwala pozytywną energię, które znalazły odbicie właśnie w tym cyklu obrazów. To obrazy pełne huraganu myśli, szczęścia, pasji , pozytywnych wibracji.

- A „Myśli nieuczesane”?

To cykl obecnie malowanych obrazów. Myślę, że jeszcze bardziej pokazuje, że jesteśmy elementem przyrody. Staram się w nich przekazać podobieństwa i zależność między nami, a całym światem. Tłem są przede wszystkim drzewa, ich konary to nasze myśli. A myśli jak na kobietę przystało jest milion i to zupełnie różnych. Stosuje tu różne techniki: akryl, szpachelkę, olej. Niektóre obrazy czekają bardzo długo w głowie, aż je przeleje na płótno. Inne są długo poprawiane.

- Masz w planach kolejny projekt?

- Tak Na wiosnę planuję projekt, który będzie nawiązywał do książki Jamie Sams „Trzynaście pierwotnych matek klanowych” Mam już przygotowane materiały z drewna. Reszta korpusu będzie wykonana z żywicy. Będzie pokazywała kobiecość w różnych aspektach życia.

- Twoja sztuka to nie jedynie obrazy. Obecnie dużo czasu poświęcasz biżuterii.

- Robię biżuterię filcowaną, ceramiczną lub ze skóry. Tworzę  ze wszystkiego co jest plastycznie i widzę w nim jakiś potencjał. To mój obecny konik. Filc jest bardzo czasochłonny. Biżuteria z filcu to przede wszystkim formy eklektyczne. Robię pojedyncze egzemplarze. Ma ona swoich odbiorców. Widząc czasami kopie mojej biżuterii sądzę, że się podoba. To dla mnie niesamowita przyjemność kiedy klientki mówią, że są zaczepiane z powodu biżuterii. Zdarza się również, że przychodzą Panie, które widziały ozdoby u koleżanki i chciałyby mieć podobną.

- W Twojej galerii można odetchnąć od codzienności. Aura spokoju towarzyszy mi od wejścia. Przekazujesz ją innym?

- Tak. Dzielę się tym, czego brakuje ludziom w dzisiejszych czasach. Spokojem i wyciszeniem. Ja je również tu znajduję, to moje miejsce na ziemi. W mojej pracowni odbywają się warsztaty malarskie i  decoupage’u zarówno dla dzieci jak i dorosłych. Dzieci mają teraz, bardzo zorganizowany czas. Sport, języki, uczą się rzeczy ważnych i przydatnych. U mnie łapią dystans i odpoczynek. Podczas jednego spotkania tworzą swój obraz. Malujemy wspólnie, pokazuję i uczę ich przy tym różnych technik. Dzieci ćwiczą rękę, ale również zyskują wiarę w siebie. W swój gust, swoje spojrzenie na świat. Uczą się doceniać samych siebie. To się bardzo przydaje w dorosłym życiu. Mam pod opieka kilka uzdolnionych dzieci. Co zrobią ze swoim talentem - nie wiem. Dzieci spędzają również u mnie swoje urodziny. Można ten dzień spędzić twórczo.

- Wiem, że od lat leczysz sztuką, jak i gdzie to robisz?

-Pracuje od wielu lat w Centrum Rehabilitacji Dla Osób Chorych Na Stwardnienie Rozsiane w Bornem Sulinowie. Moja arteterapia ma na celu ich otworzyć, odciągnąć od nieustannych myśli o chorobie, bólu i nieuchronności. Do Bornego osoby chore przyjeżdżają na miesięczne turnusy. W tym czasie uczą się tez sztuki. Terapia dostosowana jest do każdego indywidualnie, w zależności od stadium choroby. Często, na pierwszych spotkaniach są pewne opory. „-Nie umiem”, „-Nie mam talentu”, „-Pani w szkole mówiła, że nie potrafię malować”. Po czasie okazuje się, że pacjenci przełamują te opory i świetnie się bawią. Największą radość sprawiają mi telefony od osób, które wróciły do domu po turnusie i dalej tworzą. Podczas tych spotkań malujemy, rysujemy, robimy biżuterię czy uczymy się techniki decoupage.  Powstają wspaniałe, niepowtarzalne prace wykonane różnymi technikami. Technika dopasowana jest do możliwości pacjentów. Wydaje mi się, że te prace powodują, że czują się w jakiś sposób ważni, spełnieni. To bardzo ważny aspekt tej terapii.

Wszystkie prace Moniki Kolosz można podziwiać w jej galerii, która mieści się przy ulicy Mickiewicza 1.

 

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS

komentarz(1)

OloOlo

12 1

Podziwiam ludzi z talentem i pasją. Brawo pani Moniko.

11:32, 21.12.2019
Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%