Zamknij

Kamil Biegański: Lekcje wychowania fizycznego nie muszą być udręką.

19:42, 21.02.2024 Aktualizacja: 19:53, 21.02.2024

O tym, że ruszać się trzeba, teoretycznie wiemy wszyscy, coraz więcej młodych ludzi unika jednak wf-u jak ognia. O przyczynach tego stanu rzeczy, a co ważniejsze pomyśle na gruntowną reformę edukacji sportowej rozmawiamy z panem Kamilem Biegańskim – wychowawcą i trenerem, który od dwudziestu lat prowadzi Miejski Klub Pływacki.

Zacznijmy od tego, że pogratuluję panu zdobycia tytułu trenera roku.

Rzeczywiście zostałem zgłoszony przez moich sympatyków do plebiscytu Trener Roku w województwie zachodniopomorskim i w grudniu otrzymałem wiadomość o zwycięstwie. Oczywiście to wspaniała wiadomość, która nie podbudowuje mojego „ego”, ale tak naprawdę podsumowuje dwudziestoletnią pracę na rzecz młodzieży. Co więcej taki konkurs udowadnia, że sukcesy sportowe mogą być udziałem osób z mniejszych aglomeracji miejskich, a włożony w nie wysiłek pięknie procentuje w przyszłości.  Urodziłem się w Szczecinku i nigdy nie ciągnęło mnie do dużych miast. Co więcej zawsze uważałem, że mieszkając w Szczecinku zawsze można osiągnąć fajne sukcesy.

Kiedy zauważył pan po raz pierwszy, że stosunek dzieci do lekcji wf-u się zmienia?

Przez zdecydowaną większość pracy zawodowej, a pracowałem jako nauczyciel, wychowawca i trener, zajęcia wychowania fizycznego były przedmiotem darzonym przez uczniów sympatią. Być może dlatego, że dużo większą wagę przykładałem do zaangażowania i atrakcyjności zajęć, niż faktycznych sukcesów sportowych, dzieci wynosiły z naszych wspólnych lekcji dużo frajdy. Obecna młodzież bardzo różni się jednak od tej sprzed dwudziestu lat. Szczególnie na przestrzeni ostatnich pięciu – sześciu lat zauważyłem, jak bardzo obecny system nie przystaje do rzeczywistości. Powiem krótko, moje pokolenie realizowało program nauczania wychowania fizycznego bawiąc się na podwórku: biegając, wisząc na trzepakach, grając w dwa ognie. Dziś podwórka są puste, za to maluchy potrafią jednym palcem obsłużyć każdą aplikację w smartfonie i szybko wchodzą we wszystkie nowinki technologiczne. Tak wygląda rzeczywistość i zamiast obrażać się na nią, moim zdaniem trzeba wyciągnąć wnioski i zaproponować młodzieży atrakcyjniejszą formułę, niż zakłada niereformowany od lat program nauczania.

Co pana zdaniem jest dla młodzieży najbardziej zniechęcające?

Tych czynników jest mnóstwo. Lekcje wf-u są często schematyczne lub nudne. I nie jest to wina nauczycieli, ale systemu, który od lat nie nadąża za zmieniającymi się potrzebami dzieci i młodzieży. Lekcje wf-u realizowane są pomiędzy matematyką, a chemią, a uczeń nie ma możliwości odświeżyć się po treningu. Odgórny przymus narzucający osobie bardzo sprawnej i wysokiej oraz niskiej i z nadwagą, wykonanie dwutaktu albo biegu sprinterskiego, na takim samym poziomie. Konieczność stawiania się na wf-ie w białych podkoszulkach i trampkach z białą podeszwą. Wreszcie, nastoletnie kompleksy, niechęć do odsłaniania ciała i np. noszenia krótkich spodenek. Strach przed komentarzami na temat własnej sprawności, wyglądu, porównaniami do wysportowanych kolegów i koleżanek. Mógłbym tych czynników wymienić całą długą listę.

Przejdźmy zatem do propozycji zmian.

Mój pierwszy postulat dotyczy tego, aby już w klasach 1 -3 lekcje wychowania fizycznego były tak naprawdę osobnymi lekcjami, prowadzonymi na salach sportowych i boiskach, a nadzór nad nimi sprawowany był przez nauczycieli wychowania fizycznego. Dlaczego tak uważam? Bo dziecko w tym okresie musi wypracować podstawy koordynacji ruchowej, wiedzieć jak złapać piłkę, jak ją kozłować, jak upaść by się nie posiniaczyć. Jak już wspomniałem, dla mnie taką nauką było podwórko. Dzisiejszy 8-latek potrafi jedną ręka obsłużyć telefon komórkowy lepiej niż dorosły obiema, niestety często nie potrafi oburącz złapać zwykłej piłki którą ktoś do niego rzucił.

Współcześnie jednak musimy zadbać o dzieci w inny sposób, a sporadyczna gimnastyka prowadzona przez panią, którą opiekuje się grupą maluchów przez cały dzień i ma bardzo dobre chęci, nie koniecznie to zadanie w pełni zrealizuje.

Drugi postulat dotyczy młodzieży uczęszczających do szkół ponadpodstawowych. To na etapie szkół średnich odnotowujemy prawdziwy wysyp zwolnień lekarskich z wf-u. Uważam, że zaradzi temu wprowadzenie tak zwanego systemu „blokowego”, bazującego na tym by uczeń sam wskazał jedną czy dwie aktywności, które lubi i to w nich się realizował. Oczywiście te aktywności muszą być obowiązkowe, ale dające młodzieży wybór. W ten sposób działa np. szkolnictwo amerykańskie oraz szereg szkół w Skandynawii. Tym sposobem nie będzie już obowiązkowego skoku przez kozła czy przewrotu w przód. Nasza młodzież będzie miała możliwość wyboru poza siatkówką, koszykówką czy tradycyjną gimnastyką, nowoczesnych aktywności fizycznych takich jak: taniec, fitness, sporty walki, basen i ratownictwo oraz siłownia.

Cały system jest do zmiany?

I to gruntownej, bo od lat nie odpowiada na realne potrzeby uczniów. Edukacja sportowa na świecie bardzo się rozwija, ciągle wchodzą nowe dyscypliny, a my od lat katujemy młodzież obowiązkowym programem nauczania, ograniczającym nawet kreatywnych nauczycieli. To zdecydowanie zbyt mało.

W trakcie swojej pracy w Gimnazjum jako nauczyciel wf-u, wraz z uczniami zbudowałem siłownię na której chętnie ćwiczyliśmy. W czerwcu i wrześniu chodziliśmy kąpać się nad jezioro, choć program na to nie pozwalał i robiłem to na własną odpowiedzialność (mimo, że jestem trenerem pływania i mam uprawnienia ratownika wodnego).

Czas przyjąć do wiadomości, że zajęcia sportowe muszą być dla uczestnika atrakcyjne, bo ich ostatecznym celem jest wykształcenie w młodym człowieku pożądanego nawyku regularnej aktywności fizycznej. Jest to o wiele ważniejsze niż poprawienie czasu w biegu na sto metrów czy medal na szkolnej spartakiadzie. Pamiętajmy, że w szkołach powszechnych przede wszystkim wychowujemy ludzi, a nie sportowców. Jeśli ktoś ma talent i chce się rozwijać w określonym kierunku, np. lekkoatletycznym, to zrobi to w klubie sportowym.

Jak zatem w największym skrócie maiłaby wyglądać edukacja sportowa?

W klasach 1-3 uczmy podstaw, aby wyposażyć naszych najmłodszych w podstawowe umiejętności koordynacyjne, gimnastykę i gibkość. To sport przez zabawę kształtujący koordynację, zwinność, elastyczność. W klasach 4-8 zapoznajemy dzieci z całym wachlarzem gier zespołowych i lekkoatletyką, która jest „królową sportu”. Podczas tych czterech lat biegamy, skaczemy, chodzimy na basen, tak aby dziecko mogło spróbować wielu rzeczy i samo określić co lubi. Na etapie edukacji ponadpodstawowej dajmy w końcu już młodzieży prawo wyboru. Jako piętnasto- szesnastolatkowie uczniowie powinni wskazać czy wolą dołączyć do grupy grającej w siatkówkę czy pływać. Gdyby każda ze szkół przygotowała taką ofertę, a nauczyciele wychowania fizycznego wykazali zainteresowanie, zyskalibyśmy w szkołach nową jakość. Zaznaczę tu, że szkoły mogłyby mieć np. swoje specjalizacje. Bliskość gór sprzyjałaby wędrówkom i narciarstwu, a morza czy jezior np. sportom żeglarskim. Zakładam też możliwość realizacji tych lekcji poza placówką szkolną. Część dziewcząt wolałaby z pewnością ćwiczyć na profesjonalnej sali z lustrami, a inni skumulować kilka godzin lekcyjnych i np. zrealizować je w formie spływu kajakowego rzeką Gwdą.

Czyli pana zdaniem stawiamy na specjalizacje.

A ilu dorosłych ludzi pani zdaniem uprawia dziesięć dyscyplin sportowych jednocześnie? Kto gra w piłkę nożną, koszykówkę i tenisa oraz jeździ na rowerze i pływa? Wspaniale, jeśli dwa razy w tygodniu pracujący człowiek znajdzie czas na nordic walking! Nie możemy od młodzieży i tak bardzo obciążonej wieloma innymi obowiązkami wymagać rzeczy, którym sami byśmy nie podołali.

Jakiej reakcji środowiska nauczycielskiego się pan spodziewa?

Mam nadzieję, że pozytywnej, choć bywam nazywany „rewolucjonistą”. Zmiany wymagają odwagi. To nie będzie proste, ale ja nie znoszę frazy „nie da się”. Ona zamyka wszystkie drzwi, jest najprostszym rozwiązaniem i konserwantem skostniałego systemu nauczania. Oczywiście wprowadzenie postulowanych przez mnie zmian wpłynie na cały funkcjonujący system klasowo – lekcyjny. Ale kto powiedział, że jak chodzę do 4a, to muszę być z nią na każdych zajęciach? Zaufajmy trochę młodzieży! Słyszałem również obiekcje, dotyczące tego czy nauczyciele wychowania fizycznego zechcą podjąć temat i poszerzyć posiadane kwalifikacje. Otóż samodoskonalenie wpisane jest w Karcie Nauczyciela jako obowiązek. Zdobycie uprawnień trenera kulturystyki, fitnessu, tańca czy tenisa, jest jak najbardziej możliwe, zarówno w perspektywie finansowej jak i czasowej. Poza tym czy nie pracowałoby się nam wszystkim lepiej, gdyby na zajęcia uczęszczali uczniowie szczerze zainteresowani?

Jak chce pan z tą propozycją dotrzeć do decydentów?

Rozmawiam z mediami, nagrywam vlogi, popularyzuję innowacje oświatowe. Nim swoją propozycję przedstawię Ministerstwu Oświaty, chcę najpierw temat omówić z młodzieżą. Za kilka tygodni ruszą on-lineowe konsultacje społeczne, podczas których młodzi ludzie będą mieli szansę wyrazić swoje zdanie. Bardzo często zmiany w programie nauczania przepychane są z pominięciem tego elementu, z czym ja osobiście zupełnie się nie zgadzam. Jestem naprawdę ciekaw opinii uczniów. Jeśli na moją propozycję zareagują entuzjastycznie, będzie to jednocześnie pewne umocowanie by uderzać w ich imieniu „wyżej”.

To może w ogóle powinniśmy zrezygnować z ocen na lekcjach wf-u?

To jest zasadne pytanie, bo czemu taka ocena niby służy? Zwłaszcza na etapie szkoły średniej. Jak zdefiniujemy „sukces” na zajęciach sportowych? Dla mnie większym sukcesem na lekcji wf-u jest poprawa zdrowia i wydolności dzieci, niż mistrzostwo sportowe. Jak już wspomniałem, rekordy i medale można zdobywać pod auspicjami klubów. Ja chciałbym natomiast odnieść sukces frekwencyjny. Chciałbym by piękne, nowo wybudowane hale sortowe nie stały puste. Sukcesem będzie dla mnie powszechne zainteresowanie młodzieży aerobikiem, jagą czy sztukami walki. Pamiętajmy, że dzisiejsi szesnastolatkowie będą za jakiś czas mieli lat czterdzieści i będą bardziej niż jakiekolwiek wcześniejsze pokolenie narażeni na szereg chorób cywilizacyjnych: na cukrzycę, skoliozę, krótkowzroczność, otyłość i depresję. Zapewniam, jako społeczeństwo nie będziemy gotowi zmierzyć się kosztami tych chorób. Sport był i na zawsze pozostanie najlepszym lekarstwem, dlatego postuluję - nie odbierajmy młodzieży szansy na sprawność, z powodu naszego strachu przed zmianami.

(Rozmawiała Magdalena Michalska )

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
Nie przegap żadnego newsa, zaobserwuj nas na
GOOGLE NEWS
facebookFacebook
twitter
wykopWykop

OSTATNIE KOMENTARZE

0%