„Garage” – lubiana i chętnie odwiedzana knajpka nad jeziorem oficjalnie kończy działalność. To koniec pewnej epoki, bo ćwierćwieczem w branży gastronomicznej, nie może pochwalić się prawie żaden inny lokal w mieście.
- Obiecałam sobie że nie będę płakać – mówi pani Bożena Obłamska – właścicielka lokalu, choć trudno powstrzymać łzy w obliczu tak wielu wspomnień.
– Wszystko zaczęło się przed wielu laty, gdy wspólnie z dwiema przyjaciółkami doszłyśmy do wniosku, że strasznie męczy nas codzienna rutyna i nawał obowiązków. Wszystkie miałyśmy dzieci w jednej szkole, stateczną pracę i serdecznie dość porannego wstawania. Wpadłyśmy na szalony pomysł by postawić wszystko na jedną kartę i drastycznie zmienić branżę. Ogródki piwne nie były jeszcze wówczas tak popularne, więc otwarcie jednego z nich wydawało się nowatorskie i kuszące! Ostatecznie życie wymogło na przyjaciółkach obranie innej drogi zawodowej, a ja swój przełomowy plan musiałam zrealizować sama.
Wydaje się że knajpka w tak znakomitej lokalizacji, z niezwykłym klimatem i atrakcyjnymi cenami była po prostu skazana na sukces.
– Choć wśród moich klientów funkcjonowało powiedzenie, że wszystkie drogi prowadzą do „Garage”, to początki nie były łatwe – wspomina pani Bożena. – Gdy wypatrzyłam sobie swój wymarzony lokal, naprawdę był on obskurnym garażem, w dodatku takim, w którym pracownicy sprzątający park pijali cichaczem alkohol. Trzeba było ogromu pracy by wstawić okna, zburzyć ścianę działową, zasypać kanał i wybudować toalety, a wszystko to przy bardzo ograniczonych nakładach finansowych… Marzyłam o miejscu, w którym panować będzie domowa atmosfera, a mieszkańcom poza piwem i frytkami zaserwować będzie można też „dania kulturalne”.
Lokal z rockową duszą
[FOTORELACJA]6461[/FOTORELACJA]
Połączenie gastronomii z rozrywką okazało się strzałem w dziesiątkę, a „Garage” od samego początku kojarzony był z muzyką na żywo i rozmaitymi eventami.
– Podczas dwudziestu pięciu lat działalności przez nasz ogródek piwny przewinęła się cała masa artystów. Od poezji śpiewanej po metal. Embargo nałożyłam tylko na disco – polo, poza tym każdy wykonawca mógł próbować szczęścia – zapewnia pani Bożena.
- Zespołem który gościłam u siebie najczęściej był bluesowy Jaw Raw z Chojny. Dzięki wsparciu SAPiK-u mogłam zaprosić chociażby Jana i Józefa Skrzek, czy pochodzącego z USA Steve’a Schufferta, który akurat odbywał tournée po Europie. Aby dopasować wystrój do „pościelowego” klimatu jego piosenek obwiesiłam zresztą ogródek damską bielizną, a samego Steve’a dopieszczałam karmiąc dużą ilością pierogów z mięsem. Z wielką dumą będę wspominać także, że pierwsze próby przed publicznością odbywał w „Garage” Adam Mrówka perkusista z Fizyki Płynów – wówczas zaledwie szesnastoletni chłopak. Albo tacy twórcy jak Dofx czy Materia. Oczywiście zawsze z przyjemnością gościłam też u siebie panią Krystynę Mazur i członków Klubu Poetyckiego OPAL oraz szczecineckie Amazonki. No i młodzież… Kocham młodych ludzi, ich energię, optymizm, szalone pomysły. Bywało, że specjalnie dla nich zostawałam w pracy dłużej, bo zgłaszali, że jeszcze się nie wytańczyli i nie wyskakali.
Jak to dawniej bywało
Pytana o najpiękniejsze „garagowe” wspomnienia, pani Bożena chwilę się zastanawia.
– Było tego tyle… Lata mijały, goście zmieniali stan cywilny, rodziły się im dzieci, miasto przechodziło prawdziwą metamorfozę, a mój lokal był niemym świadkiem wszystkich tych wydarzeń. Były imprezy „wąsate”, „kapeluszowe” i „krawatowe”, śpiewanie kolęd i koncert akordeonowy. Kawał historii i ludzkich losów… Robi mi się cieplej na sercu gdy pomyślę, że to właśnie w moim lokalu Adam Mrówka poznał swoją wielką miłość - Agatę i w maju tego roku oczekujemy narodzin pierwszego „garagowego” potomka!
Muzycznie od lat najpiękniejszym wspomnieniem pozostaje natomiast występ senegalskiego gitarzysty Becaye Aw. Na przełomie 2004 i 2005 roku zagrał on kameralny koncert dla kilkunastu gości i to zdarzenie jest ciągle żywe w mojej pamięci. Po pierwsze Becaye zaskoczył nas świetną znajomością polskiego (studiował na SGH w Warszawie), po drugie opowieściami o własnym, bardzo dalekim kraju, po trzecie niezwykłym senegalskim śpiewem, w którym oddawał piękno i egzotykę swych rodzinnych stron. Po prostu magia.
Czas pożegnań
-Decyzja o zamknięciu lokalu była trudna i nie była tak naprawdę moją decyzją. W tym roku dobiegła końca dziesięcioletnia umowa najmu. Choć do „Garage ”mam wielki sentyment, ostatni rok był dla nas bardzo ciężki. Z powodu pandemii i wprowadzonych obostrzeń ledwo dawaliśmy sobie radę. Miasto zdecydowało, że to koniec mojej przygody z gastronomią i ja tą decyzję przyjęłam ze zrozumieniem. Zasypują mnie teraz wiadomości pełne żalu, wspominków, wdzięczności. Za ich sprawą wróciła do mnie scena, gdy siedemnastoletni Bartek Woynicz wpadał popołudniami pograć na pianinie lub gdy w zeszłym roku Jacek Szabelski zapewniał, że wkrótce zagramy koncert reagge z prawdziwego zdarzenia… Już nie zdążymy.
Coś się kończy, coś innego zaczyna
Jeszcze nie wiadomo, co stanie się z budynkiem przy jeziorze. Wraca on pod skrzydła Samorządowej Agencji Promocji i Kultury, i zapewne czeka na nowego dzierżawcę. Pani Bożena ma tylko nadzieję, że nowy właściciel nie będzie chciał zachować nazwy.
– „Garage” to rozdział zamknięty, a nowi najemcy powinni poszukać świeżego pomysłu i zbudować coś od podstaw. Nim jednak powiem moim gościom „do widzenia”, zapraszam na ostatnią imprezę. W sobotę, 29 stycznia nie zabraknie dobrej muzyki, czasu na wspominki i może kilku fotografii…
Jakie plany ma sama pani Bożena?
– Ogłaszając na facebooku, że kończymy działalność, specjalnie użyłam słów „coś się kończy, coś zaczyna”. Choć nie wiadomo co przyniesie życie, mnie pochłania już nowa pasja jaką jest rysowanie. Od pewnego czasu nie rozstaję się z suchymi pastelami i sztalugą. Za ich pomocą daję upust emocjom i przenoszę się w świat wyobraźni. Jeszcze rok temu nie uwierzyłabym w taki scenariusz, a tu proszę… Byłam już w życiu księgową, kucharką, intendentką, menagerem, sprzątaczką, łowcą młodych talentów. Kto wie gdzie jeszcze rzuci mnie los?
4 2
Ano nie powroca, bo i sporo wiosen przybylo...szkoda