Zamknij
zdjęcie z archiwum Xymeny Kowalskiej

Xymena Kowalska - Baba na włościach w Kucharowie

07:36, 02.12.2023 Aktualizacja: 07:55, 02.12.2023

Xymena Kowalska - Baba na włościach w Kucharowie

Pójść za głosem serca i wyprowadzić się z wielkiego miasta na wieś. Pani Xymena Kowalska zrealizowała to marzenie i od jedenastu lat prowadzi z powodzeniem gospodarstwo ekologiczne. Najmodniejszą parę szpilek bez żalu zamieniła na kalosze, garsonkę na dresy, a codzienny pośpiech na życie w rytmie natury. Sama o sobie mówi: „Baba na włościach w Kucharowie”.

Urodziła się pani na wsi?

Ależ skąd. Jestem z Sopotu i przez całe życie byłam z nim związana. W międzyczasie był Poznań, a nawet Berlin. Przez cały ten czas tęskniłam jednak do życia na wsi, spokojniejszego, bardziej naturalnego. Tak jakbym urodziła się w niewłaściwym miejscu. Byłam już po czterdziestce, kiedy życie tak się w końcu potoczyło, że mogłam pozwolić sobie na kupno domu i wyprowadzkę na Pojezierze Drawskie. Pierwotny plan był taki, że zamieszkam w siedlisku, a do pracy dojeżdżać będę jednak do miasta, ale Kucharowo zaoferowało mi „full opcję”. Znalazłam ofertę domu wraz z ponad pięcioma hektarami ziemi. W ten sposób zostałam wieśniaczką lub po prostu rolniczką.

Jak dziewczyna z dużego miasta odnalazła się w nowych warunkach?

Pierwsze dwa lata były niczym eksperyment. Dużo czytałam o zbożach, warzywach, wymaganiach życiowych zwierząt. Byłam jednak mieszczuchem i nie wszystko mi wychodziło. Był to też czas, gdy zdecydowałam się prowadzić gospodarstwo w pełni ekologiczne. Już w pierwszym roku spory kawałek ziemi obsiałam ogórkami, tak aby ich nadmiar sprzedać i trochę zarobić. Niestety po którymś tam zbiorze liście moich ogórków zaczęły żółknąć, a krzaki usychać. Na giełdzie warzywnej w Koszalinie usłyszałam „Miła pani, tu trzeba oprysków”. Dziwiłam się jak mam stosować te wszystkie preparaty, skoro ogórki zbiera się co drugi dzień, a okres karencji po oprysku chemicznym wynosi nawet dziesięć dni. Usłyszałam wówczas „Pani kochana, tym się handluje, tego się nie je!". Im więcej wiedziałam, tym bardziej byłam przekonana, że konwencjonalne rolnictwo nie jest dla mnie. Tym sposobem od dziewięciu lat każda uprawa w moim gospodarstwie posiada certyfikat ekologiczny i pozostaje pod nadzorem odpowiednich instytucji, a każdy owoc i warzywo można zjeść prosto z drzewa czy krzewu.

A kiedy w Kucharowie pojawiły się owce?

Po około półtora roku od przeprowadzki na wieś, czyli już prawie 10 lat temu. Co to są za zwierzaki... Temperamentne, uparte, charakterne! Ten kto wymyślił powiedzenie „potulny jak baranek” chyba w życiu nie widział owiec z bliska! W tej chwili moje stadko liczy pięćdziesiąt matek rasy czarnogłówka, suffolk oraz mieszanek tych dwóch ras oraz licencjonowany, rodowodowy tryk suffolk. Gdy na świat przychodzą młode, liczba owiec jest ponad dwukrotnie większa. Wszystkim przewodzi i rządzi najstarsza owca o wiele mówiącym imieniu „Szefowa”. Jest też największym osobnikiem w stadzie, z łatwością ustala więc obowiązującą hierarchię i rozdziela walczące koleżanki, taki z niej owczy „peacemaker”.

Setka owiec! To musiała być prawdziwa życiowa rewolucja.

Wiem jak to brzmi, ale dopiero po odrzuceniu dawnego życia, szpilek, garsonek, setek zawodowych zobowiązań, poczułam się w pełni szczęśliwa. Przyznaję - prowadzenie farmy to nie jest łatwy kawałek chleba, jednak ja zawsze byłam typem sportowca, grałam kiedyś w tenisa no i zawsze byłam wielkim zwierzolubem. Dziś nie wyobrażam już sobie życia bez moich czworonożnych przyjaciół: psów, kotów i owiec, a od przyszłego sezonu także kurek i królików.

Pamięta pani imię nadane każdemu zwierzęciu?

Psów i kotów oczywiście tak, owiec, w większości też. Ale kiedy stado zaczyna się powiększać, tylko pierwsze jagnięta dostają imiona, potem już się nie nadąża. Wtedy, najważniejsze jest, by o nie zadbać, odkarmić, w razie potrzeby wyleczyć, czy tak po ludzku poprzytulać, a gdy przyjdzie pora, zdrowe i dorodne przekazać kolejnemu hodowcy.

Zwierzęta często chorują?

Na szczęście nie, choć bywa że owca ma problem z wydaniem jagnięcia na świat lub tak jak zdarzyło mi się na samym początku – całe stado zaatakuje jakieś robactwo. Ta historia stała się zresztą początkiem mojej kolejnej wielkiej pasji czyli produkcji octów. Proszę sobie wyobrazić, że po zastosowaniu preparatu weterynaryjnego przeciw kleszczom (takiego w kropelkach podawanego bezpośrednio na grzbiet) kilka maluchów będących nadal „przy cycku” ciężko się pochorowało, a kilka słabszych padło. Po raz kolejny zwróciłam się więc ku naturze i znalazłam antidotum, czyli ocet wrotyczowy. To doskonały, odstraszacz kleszczy oraz odkażający i przeciwzapalny niezbędnik każdej domowej apteczki. Można z niego też robić np. płukanki przeciwłupieżowe czy bardzo skuteczne okłady na stłuczenia. Moim zwierzakom również pomógł wyeliminować problem uciążliwych krwiopijców.

Octy?

Tak, moje wspaniałe żywe octy. Co roku robię około kilkadziesiąt różnych nastawów: z jabłek, z głogu, z pigwy, z kwiatów forsycji, wrotyczu czy piołunu. Żywy ocet produkowany jest ze świeżych owoców lub ziół, które zostają poddane wielomiesięcznej fermentacji. „Żywy” w tym przypadku oznacza niepasteryzowany, zawierający żywe kultury bakterii. Wprowadzenie jego niewielkich ilości do codziennej diety, skutecznie obniża poziom cukru, trójglicerydów (czyli złego cholesterolu) oraz wspiera pracę układu pokarmowego - poprawia perystaltykę jelit i wyrównuje ph żołądka. Jest też naturalnym, najlepszym probiotykiem, korzystnie wpływającym na florę bakteryjną jelit, dzięki czemu wspomaga odporność i układ krążenia, przeciwdziałając miażdżycy.

Gdzie pozyskuje pani wszystkie potrzebne owoce i zioła, aby i one były w pełni ekologiczne?

Rosną na moich włościach! Poza swoimi pięcioma hektarami dzierżawię też dwadzieścia hektarów nieużytków rolnych. To bardzo zaniedbane działki których nikt przez ostatnie „dzieścia” lat nie uprawiał. Ale też właśnie dzięki temu, to tereny porośnięte przeróżną roślinnością, stanowiącą urozmaiconą dietę dla owiec i miejsce zielarskich poszukiwań. Zwierzęta w sposób naturalny pozyskują wszystkie potrzebne im witaminy i minerały, a ja nie mam potrzeby dodatkowo ich suplementować. A pośród pastwisk rosną stare drzewa owocowe - jabłonie, grusze, ptasia czereśnia, czarny bez, czeremcha, głóg, jarzębina, z których powstaną przepyszne soki, syropy, dżemy oraz octy i musztardy, które przypominać będą smak lata i wzmocnią organizm w zimowe dni.

Nigdy, nawet podczas najcięższej zimy nie żałowała pani decyzji o przeprowadzce?

Nigdy. Miejskie życie należy do przeszłości, a wszystkie związane z nim emocje już nieco przyblakły. W Kucharowie mam przede wszystkim święty spokój. Zupełnie przestałam farbować włosy, robić make’up, malować paznokcie. Czuję, że nic nie muszę a wszystko chcę, jestem wolna i szczęśliwa.

Życie na wsi pozbawione jest stresu?

W żadnym wypadku. Po prostu to kłopoty innej natury niż w mieście. Już nie pośpiech, korki czy plan sprzedaży, a stan pogody i gradobicie. Rolnika stresuje susza lub nadmiar deszczu. W tym roku, z powodu suszy zabraliśmy zaledwie 1/3 zeszłorocznej ilości zboża paszowego. Stresują nas deszcze, w trakcie sianokosów czy żniw. Aby tę ilość zmartwień zmniejszyć, staram się być możliwie samowystarczalna – mam w Kucharowie i własną studnię i oczyszczalnie ścieków. Zależę tylko od stałych dostaw prądu, bo generator odpalam tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Czy pracę i życie na takiej farmie możemy porównać do losów bohaterów powieści „Chłopi”?

W pewnym sensie tak, gdyż nasz roczny rytm również wyznaczają pory roku. Jesień to czas żniw i wykopków, przetworów i oczywiście długie godziny spędzone w lasach na poszukiwaniu grzybów, nie tylko tych jadalnych, ale też leczniczych. Uwielbiam moment gdy pali się w kominku, a nad nim suszą się grzyby wypełniając dom wspaniałym zapachem. Zima i wiosna jest dla mnie czasem wytężonej pracy. Główny obowiązek to codzienne karmienie zwierząt. Dorodna owca zjada dziennie około trzech kilogramów wysokogatunkowego siana i do kilograma paszy treściwej, czyli owsa, które zebraliśmy z naszego pola. To również intensywny czas wykotów, czyli nocne dyżury w owczarni w oczekiwaniu na narodziny jagniąt. Za każdym razem mam wrażenie że doświadczam cudu, a w moje życie wstępuje nowa radość i energia. Wraz z nastaniem ciepłych miesięcy zwierzęta zaczynają wychodzić na pastwisko, a ja mogę wreszcie poświęcić czas na zbieranie pierwszych ziół i nastawianie octów. Kwiecień, maj to także czas sadzenia ziemniaków, zasiewów i zakładania warzywniaka. Lato to oczywiście owoce, jeszcze więcej ziół i nowe octowe nastawy. Obfitość tego co najlepsze. A potem znowu nadchodzi jesień i cały cykl zaczyna się od nowa.

Rozmawiała Magdalena Michalska.

[BANER]0[/BANER]

 


komentarz(12)

ManiaMania

7 0

Piękna historia🧡 11:03, 02.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

Rayder Rayder

7 0

I tak trzymać 👍👍👍 11:36, 02.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

agataagata

6 0

Fajna historia, fajny tekst, ale... dlaczego go tylko połowa, albo i ćwierć? Kończy się tak nagle a tyle pytań, tyle jeszcze bym przeczytała chętnie.
MOc zajęć, moc pracy i to ciężkiej. Xymeno, to przecież armia ludzi musi ci pomagać? A jeszcze tyle czasu poświęcasz na udzielanie nam różńych rad na grupie Ziołowe Bractwo. 14:23, 02.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

........

8 5

Rolniczka....
Uszy bolą od tych feminatyw. 17:20, 02.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Gość Gość

6 1

No i co z tego niech sobie zyje 20:00, 02.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Emeryt Emeryt

3 2

Wszystko pięknie tylko jestem ciekawy czy jakby unia nie dawała kasy za każdą owcę, kozę czy ta Pani by trzymała te zwierzaki? 09:46, 03.12.2023

Odpowiedzi:3
Odpowiedz

PytekPytek

1 0

Po co pytasz skoro wiesz, zazdrośniku 15:34, 03.12.2023


Emeryt Emeryt

1 0

A tu się zdziwisz bo niewiem 17:44, 03.12.2023


XymenaXymena

0 0

100zł rocznie i tylko na matki, czyli mniej niż jeden balot siana, faktycznie kwota zawrotna. 07:57, 27.12.2023


Nik z winskonsinNik z winskonsin

5 1

O to ta pani co jak jej coś przeszkadza to odrazu dzwoni na policję 💩 13:07, 03.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

obserwatorobserwator

0 0

Bardzo budująca opowieść... 13:18, 09.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

kaktusikkaktusik

2 0

pozdrawiam PANIĄ tez jestem miastowym wiesniakiem jak się sam nazywam od 16 lat to jest piękne co PANI opisuje mieszczuch tego nie pojmie do konca swego zycia jak mozna zyc w spokoju i w pokoju z naturą 16 lat temu pozuciłem prace zawodową i na wies tez mam owieczki moje przytulanki psa kota i piękne gołębie nadmienie ze mieszkam nie daleko PANI moze PANIĄ odwiedze niezaproszony pozdrawiam powodzenia w zyciu ZDROWYCH WESOŁYCH ŚWIĄT BOŻEGE NARODZENIA 21:03, 09.12.2023

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%