Zamknij

Sportowy duch w walce z chorobą. Utytułowany kajakarz toczy najbardziej zaciętą walkę w swej karierze

08:19, 25.01.2021 r. Aktualizacja: 08:24, 25.01.2021
Skomentuj fot. Magdalena Michalska fot. Magdalena Michalska

Pan Marek Sztabnicki - utytułowany kajakarz z Białego Boru, toczy najbardziej zaciętą walkę w swej karierze. Tym razem stawką jest jego życie. 

Pamięta Pan moment, w którym po raz pierwszy wsiadł do kajaka?

To było bardzo dawno temu, w 1982 roku, a ja byłem wówczas uczniem szkoły podstawowej. Kajakarstwem interesowała się moja starsza siostra, a ja bardzo chciałem wiedzieć, co też ona takiego ciekawego robi nad jeziorem…

To była miłość od pierwszej chwili?

Nie dokładnie... Jako bardzo młody człowiek z sukcesami uprawiałem biegi przełajowe, a ponieważ całe życie jestem związany z Białym Borem, jeździłem również konno. Uwielbiałem przebywać w stadninie! Byłem tak zdeterminowany, że nawet z nogą w gipsie maszerowałem dwa kilometry, tylko po to, aby na konie popatrzeć. Niestety kontuzja okazała się poważniejsza niż pierwotnie przypuszczano i moje zainteresowania zwróciły się ku wodzie. A ponieważ kajakarstwo to sport wytrzymałościowo – siłowy, szybko zaprocentowały moje dobrze rozwinięte płuca i przywykłe do pracy mięśnie.

Kajakarstwo wydaje się nie mniej wymagające niż jazda konna.

To prawda, obciążone jest symetrycznie całe ciało, pracują nogi, które na zmianę zapierają się o belkę, spinają się mięśnie pleców, ramion, brzucha… Poza tym zawodnik, który planuje odnosić sukcesy, musi wspierać swoją formę dodatkowymi aktywnościami – zimą biegać na nartach i regularnie odwiedzać siłownię, a cały rok podnosić ciężary.

Czy w trakcie kariery odniósł Pan wiele kontuzji?

Każdy sport uprawiany na poziomie wyczynowym jest kontuzyjny. Mi do dziś o tamtych czasach przypomina ból nadgarstków! Częstą przypadłością kajakarzy są również zwyrodnienia stawów oraz reumatyzm, który pojawia się po latach treningów na lodowatych zbiornikach wodnych.

Z jakimi klubami sportowymi był Pan związany.

Moim pierwszym klubem sportowym był „Hubertus” Biały Bór. Z czasem, gdy zacząłem osiągać coraz lepsze wyniki pojawiła się szansa na OSO (Ośrodek Szkolenia Olimpijskiego) przy „Zawiszy” Bydgoszcz, gdzie ostatecznie powołano mnie w 1986 roku. Bardzo miło wspominam tamten okres. Zawodników dobrze karmiono, stosowano nowoczesną suplementację, zapewniano odnowę biologiczną i opiekę medyczną. Po roku upomniało się o mnie wojsko, wstąpiłem, więc do klubu „Zawisza”, (bo był to klub wojskowy), by po odbyciu „unitarki” móc trenować dalej. W tamtym okresie traktowałem sport bardzo poważnie, a moje ciało przeszło wielką metamorfozę. Ostatecznie zniknął szczupły lekkoatleta, a pojawił się typowy dla kajakarstwa „klocek”.

Proszę mi opowiedzieć o Pana największych sukcesach.

Medale Mistrzostw Polski przywoziłem już, jako junior. W 1986 – zdobyłem brąz, rok później również brąz. Kiedy byłem zawodnikiem „Zawiszy” wywalczyłem złoto podczas Młodzieżowych Mistrzostw Polski, w kategorii do 21 lat, a następnie już w „czwórce” wicemistrzostwo Polski seniorów. Do Białego Boru wróciłem skuszony stypendium sportowym i wizją rozwijania swojej pasji. Niestety po dwóch, trzech miesiącach wszystko się skończyło… Zmiana systemu politycznego w kraju, wywróciła do góry nogami centralny system szkolenia, odcięła kluby od pieniędzy i sprzętu. Wielu zawodników, w tym ja, zmuszonych zostało do zakończenia karier sportowych i poszukania zajęcia zarobkowego.

Brak pieniędzy stanął na drodze kariery sportowej. Smutne.

Staram się być optymistą, ale czasem o swojej karierze sportowej myślę przez pryzmat niewykorzystanych szans… Choć na treningach wylewałem siódme poty, to na olimpiadę w Seulu w 1988 roku nie pojechałem (byłem tylko w szerokiej kadrze, tak zwanej rezerwie). Jako dwudziestolatek usłyszałem, że jeśli chcę nadal startować, muszę znaleźć sobie prywatnego sponsora… Bardzo trudne zadanie, zwłaszcza, że w czasach przełomu, firmy dopiero powstawały i nikt nie cierpiał na nadmiar gotówki. Początkowo byłem zacięty. Pamiętam jak na Mistrzostwa Polski seniorów w roku 1991, dotarłem „na stopa”, z własnym wiosłem na plecach, a przed startem wypożyczyłem kajak! Może to ten właśnie start powinienem uznać za swój największy sukces, bo w każdej z konkurencji (na 500, 1000 i 10000 metrów), zająłem w finałach 5-6 lokatę! Zdarzały się również inne niemiłe sytuacje. Na przykład w 1990 przed startem finałowym w naszej osadzie ktoś podpiłował linki steru, przez co drużyna straciła pewne zwycięstwo. Albo jak podczas regat eliminacyjnych do kadry, zajmowałem wraz z kolegą z Poznania (pływaliśmy na dwójce) drugie miejsce zaraz za ówczesnymi mistrzami świata i tylko kolega otrzymał powołanie… Takie historie ciążą do dzisiaj, choć staram się ich nie rozpamiętywać.

Wszystkie medale i jedyne dwa zdjęcia z czasów kariery sportowej pana Marka

na zdjęciu wszystkie medale i jedyne dwa zdjęcia z czasów kariery sportowej Pana Marka

Pocieszające jest to, że odnalazł się Pan, jako szkoleniowiec.

O tym również zadecydował przypadek. W Białym Borze działała sekcja kajakowa, ale jej trener popadł w kłopoty finansowe (znowu te pieniądze!) i wyjechał za granicę. Objąłem po nim wakat, aby cały wysiłek sportowy podjęty przez młodych ludzi nie poszedł na marne. Bardzo lubiłem to zajęcie, bo bazując na własnych doświadczeniach mogłem pomóc budować formę i utrafić z najlepszą kondycją zawodnika w dzień zawodów. Wspólna praca nie poszła na marne, w 1997 roku Dawid Wardowicz zdobył brąz na mistrzostwach Polski młodzików, a dokonał tego na… pożyczonym kajaku.

Wiódł Pan zwyczajne życie aż do jesieni 2017 roku.

Od pewnego czasu kiepsko się czułam, byłem osłabiony, często krwawiłem z nosa. Wreszcie któregoś dnia wyczułem guza pod pachą. Wielokrotnie wcześniej zdarzały mi się takie sytuacje, więc sądziłem, że to mięśniak. Nawet, kiedy po zabiegu chirurgicznego usunięcia narośli, lekarz uprzedzał, że „kiepsko to wygląda”, nadal nie traciłem ducha. Dopiero, gdy wynik histopatologiczny jednoznacznie stwierdził, że jestem chory na chłoniaka z komórek płaszcza C83 dotarło do mnie, co się dzieje.

Pierwsza reakcja na złe wieści?

Zamknąć się w sobie, nikogo nie martwić. Musi pani zrozumieć, że zawsze byłem samodzielnym, niebojącym się ciężkiej pracy człowiekiem. Polegałem na sobie, dbałem o bliskich, ze wszystkich sił nie chciałem by ten stan rzeczy uległ zmianie. Miałem plany, dom mojej mamy wymagał solidnego remontu, dzieci na studiach… Przez kilka miesięcy utrzymywałem diagnozę w tajemnicy, przed sąsiadami, znajomymi, przyjaciółmi… Niestety w tym czasie wszystko się zawaliło, skończyły się fundusze… Trzeba było przyznać, że nie poradzę sobie sam. Gdy szok minął, pozostało pytanie, „Co dalej?”

Postanowił Pan walczyć.

Poddanie się chorobie nie leży w naturze sportowca. Poza tym ja mam dla kogo żyć. Kiedy wróciłem do Białego Boru licząc na stypendium sportowe, otrzymałem od losu coś znacznie cenniejszego. Poznałem moją żonę i to z nią założyłem rodzinę. Szczęśliwie ta miłość trwa już 27 lat. To właśnie z myślą o najbliższych podjąłem chemioterapię i rozpocząłem cykl leczenia.

Pan Marek z żoną Iwoną

na zdjęciu Pan Marek z żoną Iwoną

Trudnego, bolesnego i długotrwałego…

Przeszedłem chemioterapię, naświetlania, autoprzeszczep szpiku kostnego. Teraz poddaję się leczeniu podtrzymującemu. Niestety długotrwała walka odbiła się na całej rodzinie. Żona zrezygnowała z pracy, aby całkowicie poświęcić się opiece nade mną. Oszczędności dawno się skończyły, a zanim ZUS przyznał mi rentę i zasiłek opiekuńczy, przez pięć miesięcy pozostawałem całkowicie bez dochodów. Pojawił się problem z opłaceniem bieżących rachunków, o wyjazdach medycznych, lekach i diecie nie wspominając. Powtarzałem, że damy sobie radę, że inni mają jeszcze ciężej, ale prawda jest taka, że gdyby nie dobrzy ludzie, jakich spotkałem na swojej drodze, nie wiem jak by było…

Dobrzy ludzie?

Sąsiedzi, mieszkańcy Białego Boru, każdy kto wpłacił datek na moją rzecz lub oddał mi swój 1% podatku, to człowiek wobec którego mam dług wdzięczności! Z myślą o mnie zorganizowano w 2018 roku koncert charytatywny, wspierano przy okazji Biegu Centaura. Do dziś pozostaję pod wrażeniem tej życzliwości!

Ma Pan na tą chwilę jakieś marzenia, dalsze plany?

Proszenie o pomoc jest bardzo trudne, chciałbym wyzdrowieć, wrócić do zwyczajnego życia i nie musieć już więcej absorbować otoczenia swoją osobą.

Z Markiem Sztabnickim rozmawiała Magdalena Michalska.

 

Drogi czytelniku, Pan Marek wiele lat temu z powodu braku środków, musiał zakończyć swoją obiecującą karierę sportową, nie pozwólmy by pieniądze stały się przeszkodą w jego powrocie do zdrowia!

Pan Marek jest podopiecznym fundacji ALIVIA. Jego walkę można wspomóc dokonując darowizny pod adresem: https://skarbonka.alivia.org.pl/marek-sztabnicki lub przekazując na jego rzecz 1% podatku (w formularzu PIT wpisując numer KRS Fundacji Alivia: 0000358654, cel szczegółowy: Program Skarbonka – Marek Sztabnicki NR SKARBONKI 110786

 

(r.)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(9)

maemae

14 0

powodzenia,
moje uznanie za wiele lat treningów i wyniki ? 08:28, 25.01.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

OlaOla

12 0

Panie Marku, proszę się nie poddawać! Przesyłam moc życzliwości!❤️ 08:39, 25.01.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

SportowiecSportowiec

7 0

Piekna historia i mam nadzieje ze zakończy się happy endem. ❤️ 10:40, 25.01.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

JędrekJędrek

0 15

Super sprawa! Facet chce sobie popływać kajakiem, a ja mam za to płacić. Smutne to... 12:31, 25.01.2021

Odpowiedzi:2
Odpowiedz

SwójSwój

7 0

Tan facet, jest ciężko chory, a kajakiem pływał dawno temu... Nie chcesz nie pomagaj i uważaj na zdrowie, bo ktoś może tak potraktować ciebie... 14:02, 25.01.2021


Mieszkaniec Białego Mieszkaniec Białego

7 0

Jakiś kretyn musiał przelać swój jad na forum. Smutne to... 14:03, 25.01.2021


UżytkownikUżytkownik

Naruszono regulamin portalu lub zgłoszono nadużycie. Komentarz został zablokowany przez administratora portalu.


stopstop

0 1

Masz czas wypisywać brednie, to masz czas znaleźć odpowiedz na swoje pytania na stronie fundacji. Co jest z tobą nie tak? Ma wypisać ci nazwy leków? Czemu jesteś tak podły? 12:28, 26.01.2021


Wróżka zębuszkaWróżka zębuszka

1 4

No proszę kolejny przykład oszustwa w wydaniu moderatora. Negatywne łapki szybko wyparowały, co jest panie redaktorze prawda w oczy kole. Poczekaj ty, model komuny 2.0 w wydaniu chińskim nadchodzi. Dostaniesz ty punkty karne za nieprawomyślność i to będzie najłagodniejsze, możesz też wylądować w obozie prostującym charakter i jakby co na organy dla bogatych z zachodu. Nowa trzustka dla bidena. 07:32, 26.01.2021

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

0%